Po długiej podróży

Każda podróż kiedyś się kończy i kiedy wyruszaliśmy przed siebie, do Ameryki Południowej, wydawało mi się, że to wiem i rozumiem. Każdy dzień z tych 248 był przygodą, czasem nieznaczną, czasem gigantyczną, ale przede wszystkim był zupełnie inny od normalnej rzeczywistości. W końcu rzeczywistością stała się podróż i droga, ciągła zmiana miejsc, krajobrazu i ludzi wokół. Bez problemów przywykłam do takiej codzienności, napawała mnie ona energią, uśmiechem i ciągłą chęcią do dalszego poznawania nieznanego. Jednak w końcu nadszedł kres tego wręcz bajkowego czasu, co się zmieniło? Wszystko, drobne elementy, my?

W dużej mierze nie zastanawiałam się jak będzie po, kiedy już wrócimy. Pierwszym momentem, który przypomniał mi o tym (w tamtej chwili jeszcze odległym powrocie) był mail od TAP Portugal, że im przykro, ale nasz lot z Panamy został zlikwidowany. W swoim galopującym optymizmie uznałam „No to wracajmy przez Azję!”, byliśmy wtedy dokładnie w Ushuai. Niestety nie było tak kolorowo jak bym chciała, czas był jednak ograniczony – w końcu wesele siostry zdarza się raczej tylko raz. Później zapomniałam o widmie normalnej rzeczywistości aż do Ekwadoru. Zaczęłam zauważać znikające dni, które nieuchronnie przybliżały datę wylotu z Panamy. W głębi zaczął mnie dręczyć lęk, którego nie odczuwałam zostawiając wszystko to, co znane w Szkocji czy Polsce. Obawa raz wzrastała, raz malała, a każda myśl o samolocie potrafiła sprowadzić łzy do moich oczu. Czego tak się bałam i czy nadal się boję?

Dzisiaj już wiem, że to nie sam powrót napawał mnie lękiem, a to, co on zwiastuje. Koniec odkrywania nieznanych miejsc na obcym kontynencie, rutynę dorosłych ludzi – to właśnie byli moi najwięksi wrogowie. Potrafili mnie dopaść w każdym miejscu, nawet najpiękniejszym i niezwykłym i zetrzeć uśmiech z twarzy. Wsiadając do samolotu do Warszawy miałam łzy w oczach, nie potrafiłam poradzić sobie w tej sytuacji. Na szczęście powrót nie okazał się tak straszy – najpierw spotkania z rodziną, wyjazdy nad Balaton i na Litwę, wesele, powolne ogarnianie życia w Krakowie, kolejny wyjazd, tym razem na Ukrainę. I tak z miesiąca na miesiąc okazało się, że to czego się bałam nie jest mi straszne. W końcu jedna podróż się skończyła, by mogły się odbyć następne. Z każdym dniem przypominam sobie ile radości mi sprawia planowanie kolejnych wypraw, trochę krótszych, mniejszych, ale jakże wyczekiwanych. Strach, wciąż mi towarzyszy, czasem o sobie przypomina, ale teraz przeobrażam go w motywację.

Tak, nadal się boję. Teraz już nie powrotu, bo od jakiegoś czasu znów prowadzę życie dorosłego człowieka – chodzę do pracy, gotuję obiadki, spotykam się ze znajomymi i rodziną, ale tego, że już mi się nie uda wyjechać daleko przed siebie, że nie poczuję tej zniewalającej wolności, która była dla mnie jak narkotyk. Tak, podróżowanie uzależnia. Mimo że udało mi się przeobrazić rosnące przygnębienie w motywację do działania, to i tak czasem otwieram szeroko oczy i zastygam w przerażeniu, „przecież to się nie może udać”. Jednak lubię ten swój strach, napędza mnie jak nic innego do działania.

Po powrocie, z każdym dniem przywykania do codzienności w kraju, zaczęłam dostrzegać co zmieniło się we mnie, w otoczeniu. Wielokrotnie mówi się, że podróż, szczególnie długa, zmienia człowieka. Zgodzę się z tym, ale pod warunkiem, że podróżujący otwiera się nie tylko na doświadczenia, ale i ludzi i miejsca, które spotyka na swojej drodze. Utarło się, że w drodze można dotrzeć do głębi siebie, ma się przecież tyle czasu na przemyślenie swojego życia. Dla mnie, na szczęście nie tylko, większość myśli zawieszona była w pustce, nie dochodziłam do wielkich odkryć we własnej duszy, ale nauczyłam się być sobą. Nie odkryłam niczego zaskakującego w sobie, może dlatego, że nie szukałam. Jednak zmieniłam się, inaczej patrzę na ludzi, miejsca, cieszę się z drobnostek. Jeszcze sama nie potrafię nazwać wszystkich zmian, jakie się dokonały, ale jestem ich świadoma. I kto wie, co jeszcze odkryję w przyszłości?

Po długiej podróży świat wygląda inaczej i to nie dlatego, że on się zmienił, to my zaczynamy patrzeć na wszystko z innej perspektywy. Droga uczy wielu rzeczy i już potrafimy je wykorzystywać w życiu codziennym. Wróciliśmy inni, szczęśliwsi, że udało nam się zrobić coś tak dużego, zrealizować marzenie. Przy okazji okazało się też, kto tak naprawdę jest zainteresowany opowieściami, nami, a kogo to tak naprawdę nie interesuje. Potrafię w końcu wierzyć w siebie, swoje zdanie i realizować wyznaczone cele, nawet jeśli nikt tego nie popiera. Po długiej podróży zmienia się wszystko i dosłownie nic.

Po tej długiej podróży mam milion pomysłów na kolejne i silną motywację do działania. Mam też radość i satysfakcję, że dokonałam tego, czego dokonałam, to doświadczenie i wspomnienia na zawsze już zostaną ze mną.

Aśka

 

 

6 uwag do wpisu “Po długiej podróży

  1. Twój tekst jest dla mnie bardzo, bardzo bliski i wzruszający. Parę lat temu przeżywałam podobne chwile, na nowo uczyłam się rzeczywistości po powrocie. Nic się nie zmienia, wciąż ciągnie w świat, ale staram się nauczyć zachowywać zdrowy balans między „tu” i „tam”. Kto raz tego doświadczy kilkumiesięcznej czy – letniej podróży, już nic nie będzie takie samo. Ludzie napotkani na drodze i miejsca zostają w sercu na zawsze i bardzo mi brakuje niektórych. Dobrze, że są zdjęcia i krótkie filmiki, bo pamięć, kurczę, zaciera niektóre ulotne sekundy, które były tak cenne. Teraz wyjeżdżam nie tylko wyciszyć się i poznać to, co nowe, ale właśnie po tego kopa motywacji, po skrzydła do działania, których nic innego nie może mi dać. Ach, wspaniały tekst!

    Polubienie

    • Cieszę się, że trafiłam z tym tekstem, z tym z czym się zmagałam i ciągle zmagam do kogoś, kto czuje podobnie. Też mam wrażenie, że to już zostanie na zawsze ze mną, ale teraz już mnie to cieszy 🙂 Za każdym razem, kiedy oglądam zdjęcia nie mogę uwierzyć, że rzeczywiście udało mi się to wszystko zobaczyć i doświadczyć.

      Polubienie

  2. Niestety chyba każdy kto jest uzależniony od podróży ma taki problem, że najchętniej by się wcale nie zatrzymywał. Wciąż zastanawiam się jak udało Ci się wyjechać aż na 248 dni jeśli dobrze zrozumiałam, marzy mi się wyjazd akurat tak długi czas 🙂

    Polubienie

    • Ja zdecydowanie nie chciałam się zatrzymywać. Jak udał się taki wyjazd? Dzięki oszczędzaniu przez dwa lata, by w ciągu tych ośmiu miesięcy wydać większość i to nie korzystając z luksów. Jednak za nic bym tego czasu nie zmieniła 🙂

      Polubienie

Dodaj komentarz