Limanowski smak dzieciństwa

W Małopolsce znajduje się niewielkie miasteczko, w którym dorastałam. Miasteczko, które na pierwszy rzut oka nie odznacza się niczym specjalnym. To tylko pozory, bo to miejsce ma w sobie coś niezwykłego – małomiasteczkowy urok i wiele wspomnień. Najczęściej nie dostrzegamy zalet miejsc, w których mieszkamy, w których przyszło nam dorastać i chodzić do szkoły. Zajęci codziennością zapominamy o dziecinnym dziwieniu się otaczającemu nas światu. Przestajemy zauważać powolne zmiany, a nawet ich brak. W ten sposób, Limanowa mnie zaskoczyła.

zciekawoscia

W ostatnim czasie spędziłam w swoim rodzinnym mieście więcej czasu niż zwykle. Siedząc na balkonie i popijając herbatę zaczęłam się zastanawiać. Co stało się z tym drzewem, po którym się wspinaliśmy na zawody? Czy w „lasku” dzieci z różnych bloków nadal budują „bazy” i prowadzą małe wojny? Co zmieniło się w Limanowej od czasu moich pierwszych wspomnień do teraz? Prawie każde miejsce, na tych moich wydeptanych ścieżkach, otwiera drogę do wspomnień, do ścieżek dzieciństwa.

Limanowa może być kojarzona ze względu na piękną, kamienną bazylikę, krzyż milenijny na jednej z gór czy z powodu umiejscowienia w sercu Beskidu Wyspowego. Kościół nie zmienił się wcale, może tylko miedziane litery na froncie bardziej się błyszczą. Tak jak wieża kościelna górowała nad rynkiem dziesięć lat temu, tak robi to nadal. A obok niego pamiątka po komunizmie – buzodrom, który kiedyś był betonowym miejscem spotkań. Obecnie przerobiony na centrum informacji turystycznej albo na mały statek kosmiczny (wszystko zależy od wyobraźni). To tutaj, przy fontannie spotykaliśmy się po szkole i tu często był początek wędrówek „na krzyż”. Pamiętasz Cinku te eskapady wynikające z nudy? Wspinanie się po oświetlonej ścieżce, mijanie kapliczek drogi krzyżowej i patrzenie ze szczytu na nasze małe miasteczko? Teraz, jak i wtedy, przy dobrej pogodzie można wpatrywać się w nieodległe Tatry i inne szczyty Beskidu Wyspowego.

P1080430 P1080435P1090199P1090198P1090188

Miejska Góra, a obok niej limanowska Łysa Góra to nie tylko wyprawy ze znajomymi. Jak dziś pamiętam całodzienną wyprawę z tatą i siostrą. Przystanek na ławce obok kapliczki, a potem przy zejściu na drogę przez las. To było jeszcze wtedy, gdy nie miałyśmy pojęcia o istnieniu kleszczy i właziłyśmy w każde krzaki. Razem z tatą zbierałyśmy jeżyny i biegałyśmy po łąkach, przeskakiwałyśmy kałuże. I roślinka, która zawsze będzie mi się z tym kojarzyć – dziewięćsił. Ot, migawka z dzieciństwa.

Co jeszcze możecie znaleźć w Limanowej? Park Miejski. Kiedyś dziki, wieczorami nawet straszny, był miejscem, w którym urzędowały chłopaki z mojego osiedla. To także krótki odcinek prowadzący do domu, główna alejka, na której tata brał mnie na barana. Świat z góry był tak inny! Tak było w czasie mojego dzieciństwa, później zaczął tracić na tajemniczości wraz ze stopniowym odczarowywaniem go. W pewnym momencie zmienił się, rozpoczął się czas niedzielnych spotkań „na mszy”. Bez względu na porę roku park nadawał się idealnie na punkt zbiórki z kumplami czy na późniejsze randki. Błądząc po ścieżkach wspomnień natrafić można nawet na swoją pierwszą miłość idącą z naprzeciwka przez park z czarującym uśmiechem. Tak małe miejsce, a kryje w sobie tyle rzeczy. Dziś park dorobił się nowych ławeczek, muszli koncertowej, która jest nawet aktywnie wykorzystywana. Z miejsca tajemniczego przeistoczył się w zwykły park. A może to ja dorosłam?

P1080424 P1080428

Z parku wychodziło się wprost na małą górkę, a na niej stał mój blok. Dalej tam stoi, tylko górka zamieniła się w nowe osiedle. Dorastanie na blokowisku ma swoje zalety i wady, jak wszystko w życiu. Bez problemów biegałam po całym terenie wraz z innymi dzieciakami. Zaraz za moim blokiem, a przed następnym, często graliśmy w piłkę. Jedną z bramek było wspomniane na samym początku drzewo, podczas gry uprawialiśmy też slalomy wokół kilku choinek tam rosnących. Iglaki zostały, duże drzewo ścięto. Teraz nie dostrzegam dzieci kopiących w tym miejscu piłki albo bawiących się w chowanego pomiędzy zaparkowanymi samochodami.

Z okna widzę nieodległy plac zabaw. Znajduje się tam chyba od zawsze i zmieniają się na nim tylko huśtawki. Pamiętam, że kilka lat bałam się tego miejsca, bo kojarzyło mi się ze złamaniem ręki. Cóż, trzeba uważać jak zjeżdża się ze zjeżdżalni, która ma oderwane poręcze. Z opowieści rodziców wiem, że gips nie był żadną przeszkodą w radosnym życiu małej łobuzicy. Brudny i zielony od trawy był tego potwierdzeniem. Teraz plac zabaw jest ogrodzony, z większa ilością huśtawek, ale wciąż z piaskownicą. A życie tam kwitnie, dzieci biegają i bawią się dużo chętniej niż ja kiedyś.

P1080417 P1080419 P1080421

Każdy z nas dorasta i zmienia się. To samo tyczy się miast, które ulegają metamorfozom. Bez względu na to czy robimy to razem czy wynika to jedynie ze zmiany naszego postrzegania. Czasem po prostu warto się zatrzymać i popatrzeć jak zmienia się świat. I my.

A na koniec, cytując zasłyszany na limanowskim rynku lata temu rap:

Limanowa, Limanowa!

To moje miasto jest.

Oddajcie mu cześć!

P1080442

7 uwag do wpisu “Limanowski smak dzieciństwa

  1. Oczywiście pamiętam te czasy, wielokrotnie je wspominamy :). Przynajmniej zdrowo spędzaliśmy czas wolny. Taka wycieczka z Rynku na Miejską Górę, to nie byle co! Miło poczytać o Limanowej, na Waszym blogu. To fakt, że dużo się zmienia, zwłaszcza jeśli chodzi o infrastrukturę. Zwłaszcza w ostatnim czasie, odświerzenie przechodzi osiedle Zygmunta Augusta. Kiedyś szaro-bure, z dziurawymi drogami i krzywymi chodinikami. Teraz jak by więcej koloru, zieleni i dookoła jakoś porządniej. Jeszcze Jest wiele do zrobienia, ale ogólnie zmiany na lepsze.

    Polubienie

  2. No! Zacząłem Edwardem Gierkiem, bo miał zwyczaj prawie każde zdanie kończyć tym >nono<… Chyba nic nie mówi… Widocznie komunista to taki ktoś, co dużo gada a nauczyciel religii, to nie…
    No!
    A teraz o Limanowej! Boże! Moje ukochane miasto, co wkurza i raduje… Jak ukochana kobieta… Nawiasem mówiąc, Limanowa brzmi po żeńsku a taki Sącz nie… I to jest dowód na wyższość Limanowej nad Sączem! Nie wiem, co w takim razie z Sanokiem… Muszę pogadać z Michałem. Michał! Pozdrawiam!
    No!
    No pewnie Asia, że dziwięćsiły mnie wzruszyły… Tam rosły i dojrzewały pod tą górą jeszcze czernice zwane gdzie indziej jeżynami…, Dokończę później…

    Polubienie

  3. …Ale już bez no! Ostatecznie Gierek w Limanowej chyba nigdy nie był i chwała Bogu. Katechetka chyba też nie… I też chwała Najwyższemu!
    Aha… Toś jednak wspomniała o jeżynach – czernicach… I rzeczywiście nie było wtedy kleszczy… A może jednak były, jeno menel-media nie były w durnym straszeniu ludzi aż tak rozwinięte i zawzięte… W tym roku zostałem dwa razy przez kleszcze użarty… Były to na pewno kleszcze albowiem sam je usuwałem… Z nogi… Sam sobie udzieliłem porady, że mam się pilnie obserwować przez trzy miesiące, więc obserwuję… Strzyka mi w stawach ale to raczej od starości a nie boreliozy.
    A osiedle Twego dzieciństwa rzeczywiście pięknieje, przynajmniej w części…
    Bo z wyjątkiem Dzięcioła vel Cietrzewia! Ten nie pięknieje! To taki młodawy facet, dość przeciętny z wyglądu, więc może dlatego w ramach dęcia w swoje ego – ma misję ulepszania Markizy-Luny i mnie – w ramach dowartościowywania się… Kiepsko mu idzie, bom głuchawy a Markiza ma go w d…e, ale przyznaję, że gość się stara. Czyli jak dzięcioł przelatuje i coś pokrzykuje… Najczęściej nie wiem co… Czasem zmienia genre i tokuje cietrzewiem… Próbowałem mu wytłumaczyć, żem nie samica… Na razie bez skutku. Chyba, że tokuje względem Markizy a ja tego nie rozpoznałem… Może być tak… Nie wiem jak się nazywa, nie przedstawił mi się do tej pory. Może uważa, że mam obowiązek go znać… Ale naumiał się mówić mi dzień dobry… Czyli dostosował się do jednego z moich życzeń! Zuch! Normalnie zuch!
    W każdym razie po Limanowej wałęsają się (Wałęsa był w Limanowej? Nie wiem…) watahy znawców psów! „Bo proszę pana, z psami, to nigdy nic nie wiadomo!” Fakt – z dzięciołami czy cietrzewiami, to zawsze wszystko wiadomo…
    A przez chwilę wpadłem w popłoch, że Limanowa lewostronna jest… Przez ostatnie zdjęcie. Bo jak by nie patrzeć na ostatnie zdjęcie – Goro w swej mega-zajebistej ciężarówce posuwa się ulicą Kościuszki po angielsku… Goro! No dobra… Wiem! Wiem, że w lustrze wszystko wygląda inaczej. Na przykład moja facjata dużo lepiej niż w rzeczywistości! Pozdrawiam!
    Rzecz jasna, jestem dumny, że Limanowa to moje miasto od urodzenia, choć przyznaję: w Mszanie Dolnej tą dumą nie afiszuję się nadmiernie żywiołowo…
    Jasny gwint, sami znajomi.
    Cinek! Pozdrawiam!
    Helena! Pozdrawiam!
    Panienka aka… Pozdrawiam! Na pewno się znamy…
    Asia! Ten gips, toś miała zdjęty co najmniej o tydzień za wcześnie… Może dlatego, że był zbyt zielono-czarny? Naprawdę nie pamiętam…

    Polubienie

Dodaj komentarz